środa, 6 marca 2013

Wiosennie czyli Pražské jaro:)

Byłam pewna, że dzisiejszy dzień będzie 'najgorszym dniem EVER". No a przynajmniej najgorszym dniem tego tygodnia, nie od dziś przecież wiadomo, że środy to dni do kitu. Przekonanie to rosło we mnie przez całą nieprzespaną noc, spędzoną na wpatrywaniu się tępo w monitor laptopa, z którego wyzierała do mnie moja praca magisterska. A raczej jej rozdział teoretyczny. A raczej niewdzięczna masa literek, do której im więcej dosypywałam, tym więcej się domagała...Zasnęłam ok. 11:00 na minut dokładnie 43, co było drzemką za długą o jakieś...43 minuty. Ogarnięcie siebie, pokoju oraz wydrukowanie dokumentów erasmusowskich zajęło mi jakieś 20 minut (rekord!), ale i tak byłam spóźniona. Pomijam oczywiście takie drobnostki jak rozwiązujący się nieustannie but, kserokopiarka nie wykazująca najmniejszej chęci współpracy, czy klucze nagle nie pasujące do zamka. Pokonałam wszelkie te przeszkody i dumnie wyszłam z akademika. Wchodząc prosto w kałużę po kostki...ze zdziwienia aż wypadły mi klucze. Oczywiście do rzeczonej kałuży. Nic to. Dotarłam jakoś na przystanek, tam czekałam jedyne 10 minut na następny tramwaj. Na szczęście bezpośredni. Po drodze przeżyłam tylko dwa zawały serca- jeden, że zapomniałam telefonu, a drugi, że dokumentów erasmusowych. Jechałam bowiem na konsultacje z koordynatorem Erasmusa na moim wydziale, żeby podpisał formularz zmian przedmiotów- bardzo ważna sprawa. Udało mi się bez szwanku dotrzeć na uczelnię, tam spotkałam się z Izą i razem udałyśmy się do gabinetu prof. Prokopa. I odtąd wszystko już szło jak spłatka! Bezproblemowe podbicie formularzy, cenne rady na temat kupowania biletów do opery i komplement, że "myślę naukowo":)
Następne wydarzenia były już tylko miłe:

  • kupiłam sobie obowiązkowy zestaw białych skarpetek na zajęcia teatralne- kocham sklepy "Wszystko za...(tu akurat 35 koron)":)
  • byłam w Tesco, kupiłam wszystko, co chciałam i nie zbankrutowałam!
  • przypomniałam sobie, jak smakuje Cola:) wiem, wiem powinnam spróbować Kofoli, ale na wszystko przyjdzie czas.
  • zamiast wracać tramwajem, zrobiłam sobie mały spacer- Praga budzi się ze snu zimowego, słońce świeci jak oszalałe, ludzie porzucili czapki i szaliki (tylko ja, z obawy przed bólem zatok byłam w pełnym rynsztunku)
  • chcąc zrobić zdjęcie z nabrzeża zostałam zagadnięta przez miłego pana Momo z Gambii, który akurat sprzedawał bilety na rejsy łódką po Wełtawie. Dostałam zaproszenie na kawę, ale przekułam je w obietnicę zniżki na rejs następnym razem:) Pan Momo umiał powiedzieć "Dzień dobry" oraz "Zapraszam na statek, tanio, tanio":)
  • wróciłam do akademika i zastałam tam przepiękną kartkę ze Stanów:) Postcrossing poprawia humor! 
  • idę zrobić sobie coś ciepłego i gotowanego DO JEDZENIA (a nie herbatę;)

Kilka zdjęć ilustrujących moje dzisiejsze przygody:)


Budynek Teatru Narodowego, który wygląda jak wielka paczka owinięta folią bąbelkową <3

Rzeźba przed Teatrem

Tramwajowy dzień, jak co dzień

Sprawczyni miodowego blasku wygląda w dzień bardzo niewinnie:)

Tam właśnie spacerowałam

W zakamarkach ulic można spotkać ciekawe rzeczy:)

...takie jak ten widoczek

Albo ten malunek..

Albo ten:)

Rzut oka na Hradczany

Bardzo ważne coś, ale jeszcze nie wiem co- pewno powinnam się wstydzić:)

Nadal bez zmian- zamek istnieje

Wejście na Most Karola od strony Starego Miasta. Zdobycie "czystego ujęcia" (bez samochodów) graniczyło tam z cudem.

Kamienice nad Wełtawą mają piegi. Pewno źle znoszą wilgoć...

Widok z miejsca obok punktu cumowania łódek i poznawania mężczyzn z Gambii;)

Pacholęcie murowane

Kartkowa niespodzianka w skrzynce pocztowej:)

Nie ma udanej wyprawy bez słit foci w lustrze!:)

1 komentarz:

  1. Tramwaj nr 22!!! Tramwaj, który zna każdy bohemista z UW xD
    Ładnie tam, szkoda, że nie mam kasy, wybrałabym się na weekend.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń